środa, 20 lipca 2011

Mad mix czyli Grochola, piłka nożna i powrót skandynawskich klimatów

Mimo, że Katarzyna Grochola króluje na rynku polskiej literatury popularnej, jakoś dotychczas udawało mi się omijać jej książki. Jakoś trzymałam się stereotypu, że to byle co, tymczasem na tle swojego segmentu (literatura dla pań polskich autorek) "Kryształowy Anioł" prezentuje się całkiem nieźle: trochę humoru, sprawne operowanie językiem...
Naszła mnie jednak taka refleksja. Kiedyś punktem kulminacyjnym każdej romantycznej opowieści był ślub. Potem (powiedzmy) erotyczne spełnienie. Obecnie takim punktem, w którym zbiegają się wszystkie nitki jest rozwód. Bez porządnego rozwodu na koncie nic w zasadzie nie wiemy o sobie, nie ma też co marzyć bez niego o szczęściu. Poza tym rozwód to wydarzenia atrakcyjne społecznie. Może balów debiutantek rozwódek jeszcze w PL nie ma, ale wieczorki rozwodowe to już norma. W dodatku to wydarzenie do którego warto przygotować się jak najwcześniej, najlepiej jeszcze przed poznaniem kandydata na (eks) męża. Artykuły w stylu "nowe życie po rozwodzie" można spotkać już nawet w czasopismach dla nastolatek. Ja chwilowo już zaspokoiłam swoje zapotrzebowanie na te tematykę:).

Jakiś czas temu bardzo spodobała mi się książka Ismaila Kadare. Potem z pewną przykrością obserwowałam, jak kolejnym blogowym czytelniczkom podobała się nieco mniej, albo wcale. Teraz będzie kolejny dowód na to, że jestem książkowy mutantem i mam dziwny gust. Przeczytałam powszechnie chwalone "Oczyszczenie" Sofi Oksanen i owszem, obiektywnie przyznaję, że książka jest niezła. Subiektywnie jednak - spłynęła po mnie jak woda po kaczce.
Zastanawiałam się dlaczego- otóż książka składa się z 3 wartstw:
- rodzinnej tragedii, połączonej z wątkiem winy i kary
- motywowi "kobieta w ekstremalnych czasach", a konkretnie temu, ze kobiety w trudnych czasach maja przerąbane, ostatecznie to właśnie one są zazwyczaj ofiarami gwałtów
- parszywa rzeczywistość w wojennej i sowieckiej Estonii.
Otóż mam wrażenie, że dwie wartstwy ogólne deprecjonują winę bohaterki (czy bohaterek, ale najbardziej chodzi tu o jedną), o której mowa w wątku osobistym, a przez to jakby unieważniają cały ten wątek. Cenię historie z moralnymi dylematami, ale tu jest ona roztopiona w ogólnohistorycznym bagienku, przez co odpowiedzialność bohaterki się rozmywa... i robi się z tego po prostu historia o strasznych czasach albo przekleństwie bycia kobietą.
"Jak futbol wyjaśnia świat, czyli nieprawdopodobna teoria globalizacji" Franklina Foera dosłownie wepchnęła mi się w ręce w bibliotece. Uznałam, że muszę ją przeczytać, a nuż trafię na jakiś ciekawy szczegół, który będzie pasował do polskich "wojen futbolowych"*.
Książka jest połączeniem reportażu z socjologiczną analizą i esejem. Autor bierze na warsztat różne ciekawe zjawiska z pogranicza futbolu (np. ruchy niepodległościowe rozwijające się na bazie ruchów kibicowskich, wolność słowa na stadionie, handel zawodnikami, kwestie nienawiści etnicznej, korupcję...). Każdej analizie towarzyszy wizja lokalna, autor przy okazji pisania książki zwiedził kawał świata - od Brazylii do Lwowa. Główna teza książki jest taka, że w piłce nożnej odbijają się wszelkie lokalne problemy i tematy, słowem... wyjaśnia ona świat. Jest też wentylem bezpieczeństwa i antidotum na globalizację (a to dzięki odbudowie więzi lokalnych).
Ja przeczytałam jednym tchem, chociaż jeśli chodzi o futbol jestem typową kobietą (ale robię w tej dziedzinie stałe postępy). Książka jednak zbiera niezłe noty także wśród znawców tematu, czyli kibiców (jeden z licznych dowodów tutaj).

"Nocna zamieć" załapała się do notki w ostatniej chwili. W zasadzie mam już szczerze dość skandynawskich kryminałów, ale temu dałam szansę, choćby dlatego, że żeby ją przeczytać musiałam odczekać pół roku w kolejce. Zecydowanie było warto.
To bardziej powieść psychologiczna, o radzeniu sobie ze stratą i żałobie. Opowiada o małżeństwie (Katrine i Johanie), które hobbystycznie zajmuje się odnawianiem starych domów, następnie sprzedaje je za dużo wyższą cenę...i szuka kolejnego architektonicznego rarytasu. Tym sposobem trafiają na XIX-wieczne gospodarstwo na Olandii (drugiej co do wielkości szwedzkiej wyspy), położone nad samym morzem w towarzystwie dwóch latarni morskich. Już na początku pobytu rodzinę dotyka tragedia. Czy jest to wina domu, który wydaje się być nawiedzony, czy też może korzenie rodzinnego dramatu kryją się w przeszłości? Warto sprawdzić:). Zresztą - ja sprawdzałam przez pół nocy i w tej chwili muszę niezwłocznie udać się na kawę:).






* w końcu trafiłam na historię FC Barcelona, tyle że.. opisuje ona sytuację zupełnie odwrotną od polskiej

27 komentarzy:

  1. "Kryształowego Anioła" czytałam. Akurat lektura na chmurne wakacje. Kilka ciekawie zarysowanych postaci, z których wątek Sary - wydaje się być najbledszy. Są i wpadki merytoryczne: wymów literę "r"; rotacyzm nazywa seplenieniem. A wystarczyło zasięgnąć opinii logopedy! To nie szczegół, bo wada wymowy Sary przewija się przez całą powieść i odgrywa decydującą rolę. Co mnie jednak najbardziej zasmuca? Ano, jak zwykle... Szukać szczęścia w życiu to znaczy tyle samo, co zmienić sobie faceta. Jedna recepta. Jak w telenowelach. Mąż cię zdradził? Odpłać mu tym samym. Tak naprawdę, to nie ma w tej (i w innych) powieści szczęśliwego domu. Wszyscy tkwią w tymczasowych związkach, a jak się zacznie psuć, to można sobie zmienić. W moim pokoleniu, jak się coś psuło, to się naprawiało. Normalne.
    "Oczyszczenie" czeka w kolejce i zmartwiłam się, że książka nie jest tak dobra, jak czytałam na blogach. Kolejny nietrafiony zakup?
    Piłka nożna i kryminały - poza moim zasięgiem.
    Ale masz książkowy zawrót głowy!:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkowcu,
    napisałaś tak długi komentarz, że musze rozprawiś się z nim w punktach:).
    Gdybym postępowała wg recept z babskich czytadeł, powinnam być jakieś 7 razy po rozwodzie i to mimo braku większych kryzysów i problemów. Ostetecznie mniejsze są wystarczająco dobrym powodem, żeby szukać szczęscia gdzie indziej. Jeszcze się tylko zastanawiam, czy te wszystkie książki i scenariusze teelnowel powstaja sobie tak po prostu, czy też może komuś zależy, żeby promować takie a nie inne zachowania? (pytanie z cyklu retorycznych)
    "Oczyszczenie" jest dobre. Mnie akurat nie zwaliło z nóg i próbowałam zrozumieć dlaczego. Wyszło na to, że przez przesunięcie akcentów z płaszczyzny indywidualne na ogólną (kobieta=ofiara).
    Piłką też się nie interesuję. Ale interesuję się wszystkim , co się dzieje w PL i to była taka sobie lektura na marginesie.
    A "Nocna zamieć" to raczej pogranicza kryminału i nawet jak takowych nie czytasz, to nie skreślaj jej pochopnie:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Izuś, miły i wyczerpujący komentarz do komentarza. Jeszcze wrócę do pytań retorycznych. Kiedyś w pracy miłośnikom telenowel zadałam pytanie: Kto poda przykład normalnego małżeństwa występującego w dowolnym serialu? Męczyli się okrutnie i nie znaleźli. Padło na "M jak miłość" i parę graną przez Pyrkosza i kogoś tam, ale i tak przykład skasowano po przypomnieniach początków, że jednak też są partnerami z "odzysku". Czyli norma przestaje nią być. Od razu zaznaczam, że nie jestem zwolennikiem trwania w związku, gdy alkoholik pije i bije, a próby naprawy są nieskuteczne. Wtedy jest separacja a nie szukanie i fundowanie dzieciom kolejnego tatusia. Taka już jestem i tyle. Wbrew pozorom tak łatwiej żyć. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Akurat Kryształowego Anioła nie czytałam (jakoś przez ten tytuł - no nie mogę po prostu, nie dość, że anioł, to jeszcze kryształowy), za to lubię serię o Judycie - uważam, że jest zabawna, błyskotliwa, lekka, a Autorka nie ściągała z Bridget Jones, tylko świetnie odmalowała polskie realia. I nie przeszkadza mi, że na blogach wymienia się Grocholę w gronie innych babskich czytadeł, tonem odsądzającym od talentu, czci, wiary, i czego tam jeszcze.
    "Nocna zamieć" świetna :) Chętnie bym się załapała na "Zmierzch" tego autora.
    A do "oczyszczenia" jakoś się nie mogę przekonać, mimo tych wszystkich zachwytów na blogach. Wydaje mi się, że jest (jest?) podobna do Majgull Axelsson, a to nie moja bajka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Do Grocholi mam sentyment, bo serię o Judycie czytałam podczas sesji egzaminacyjnej jako przerywnik, seria sympatyczna, lekka, przyjemna i zawsze poprawia mi humor. Natomiast nie lubię, gdy ktoś krytykuje autora, którego nic nie czytał, a w przypadku Grocholi to jest nagminne. Polecam "Trzepot skrzydeł" tej autorki, to dobrze napisane studium kobiety bitej przez męża.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Nocna zamieć" cudo. Dosłownie odliczam dni do polskiej premiery kolejnej książki Theorina, ale ja nie o tym miałam. Miałam o "Oczyszczeniu" Oksanen, które i na mnie zrobiło wrażenie dość średnie, żeby nie powiedzieć żadne. Książka faktycznie niezła. Bardzo zmyślnie skonstruowana, a ja nie ukrywam mam słabość do historii, które opowiadane są nielinearnie. Choć może to taka trochę miłość i nienawiść. Z jednej strony mnie wkurzają, ale z drugiej - uwielbiam ten intelektualny znój, gdy wiedząc tyle co nic usiłuję sobie poukładać całą historię, ale znów zboczyłam z tematu. Wracając zatem do "Oczyszczenia". W mym odczuciu Oksanen zbytnio zafiksowała się na cierpieniach i sposobach ich zadawania kobietom. Kolokwialnie mówiąc: przegięła z ilością, detalami, doprowadzając do sytuacji, że bycie ofiarą to najlepsze co wychodzi jej bohaterką. Myślę, że taka strategia nie służy prozie. W non-fiction owszem, ale w fikcji efekt jest odwrotny. Dlatego losy kobiet z „Oczyszczenia”, podobnie jak po Tobie i po mnie spłynęły jak po kaczce. Szkoda

    OdpowiedzUsuń
  7. Ksiązkowcu- trochę względnie normalnych małżeństw można zapewnie znaleźć w filmach kostiumowych i historycznych. Ja rozumiem, że trzeba czymś zapełnić te 1000 odcinków, ale jakby rozpisac losy którejś z bohaterek "familijnego" "M jak miłość" i porównać z realnym życiem, to lokuja się one na marginesie spolecznym.
    to o czym piszesz to są sytuacje trudne, w książce natomiast są takie z gatunku- "Zenek rzadko zmienia skarpetki, wymieniamy na Gutka".

    OdpowiedzUsuń
  8. Lilybeth- mi w sumie ksiażka się podobałą, wprawdziaj, jak napisała książkowiec, główna bohaterka trochę nie teges, ale pióro ma pani Grochola lekkie, dowcip niewysilony, język polski zna. Tylko treść mi tak trochę nie podeszła.
    Oksanen do Axelssonowskiego rodzinnego piekiełka dorzuca jeszcze opresyjne społeczeństwa. I powstaje koktajl czarny jak noc. Sama oceń, czy to jeszcze Twoje klimaty:).

    OdpowiedzUsuń
  9. Aneta,
    no to ja właśnie przeczytałam i wypowiadam się na bazie tej konkretnej książki. Forma mi się podoba, treść już mniej.
    A że trochę zadryfowałam, to już inna sprawa.:)
    No właśnie nad "Trzepotem" się zastanawiam. Skoro to jej jedyna książka serio, a już sprawdziłam, że pisac umie, to może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  10. Zosik,
    nie pomyślałam , ale masz rację. Bedąc kobietą w kraju totalitarnym lub posttotalitarnym należałoby po uświadomieniu sobie swojej sytuacji natychmiast skoczyć z mostu. Zresztą jedna z bohaterek stwierdza, że "kobiety takie jak ona(czyli ofiary przemocy seksualnej) nie powinny mieć dzieci, tylko dożyć swoich dni". Gdyby wszystkie tak uważały (bo na przemoc wszelkiej maści narażona była chyba każda kobieta) b. ZSRR powinno już od dawna być bezludną pustynią.
    Na kolejną część kwartetu Olandzkiego staram się nie napalać- a nuż będzie duuużo gorsza niż poprzednie?

    OdpowiedzUsuń
  11. grafomankawpodrozy@gmail.com.pl20 lipca 2011 21:00

    próba

    OdpowiedzUsuń
  12. grafomankawpodrozy@gmail.com.pl20 lipca 2011 21:13

    Wo matko czyżby mi się udało jako nieanonimowy. Informatyk dwie godziny grzebał w systemie i może coś zadziałał. Grocholi czytałam swego czasu sporu i byłam zachwycona, teraz mi się gusta odmieniły i takie czytadła mnie trochę nudzą.Kryształowy anioł był ostatnią z przeczytanych książek Grocholi. Z wiekiem gusta się zmieniają, ale mam duzy sentyment do Nigdy w zyciu w wersji filmowej (ze Stenką). Guciamal
    Możesz sprawdzić czy uda ci się zostawić komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  13. spróbuję jeszcze inaczej

    OdpowiedzUsuń
  14. No ja ciągle ni emogę, po wpisaniu komentarza- biały ekran:(.

    OdpowiedzUsuń
  15. Kryształowego Anioła mam w planach. O drugiej czytałam, ale mnie nie kusi ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Iza świetnie podsumowałaś mój wywód. Faktycznie, nic tylko skoczyć z mostu :]

    OdpowiedzUsuń
  17. Za panią Grocholę dziękuję, nie polubiłam i raczej już nie polubię, natomiast chętnie sięgnę po "Nocną zamieć". Dobry pomysł z ocenami kilku książek w jednej notce! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Guciamal- ja widziałam tylko kawałki serialu na podstawie drugiej części, z Jungowską, o dziwo na tle innych seriali wypadał całkiem nieźle.

    Bujaczek- to jeszcze zwróć uwagę na "Nocną zamieć":).

    Zosik- chyba zaraz też skoczę, jak kawy nie wypiję).

    Zuza- sięgnij, sięgnij:). Długośc opinii tym razem wynika z faktu, że trafiłam na książki, na temat których w blogosferze można znaleźć jakiś milion notek (choćby Oksanen).Pozdrawiam również:).

    OdpowiedzUsuń
  19. Myślę, że to działa trochę inaczej, ponieważ jest plaga rozwodów, musi być też i literatura na otarcie łez:)O wieczorkach rozwodowych pierwszy raz słyszę!!!

    OdpowiedzUsuń
  20. Pani Olu, na otarcie łez jest seria "Judyta" (mąż mnie rzucił, ale jestem silna i wybuduję sobie dom). To jest bardziej w deseń- wyszłaś za nudnego informatyka, poszukaj kogoś fajniejszego:).

    Są, są, nawet chippendalesa można sobie wynająć:).

    OdpowiedzUsuń
  21. Cześć! Nominowałam Cię do nagrody "One Lovely Blog Award"... Nie wiem, czy lubisz takie zabawy - jeśli nie, to nie chowaj urazy :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Witaj Izo!
    Za Grocholą nie przepadam, "Oczyszczenie" czeka na półce, "Nocna zamieć" od dawna na liście zakupów, a tę pozycję o piłce nożnej właśnie zamówiłam dla męża, żeby miał co czytać podczas urlopu :) Dzięki za interesującą notkę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  23. Agussiek- no własnie, mój mąż też mi podkradał tę książkę:). Także myślę, że to niezły wybór:). Pozdrawiam serdecznie:).

    OdpowiedzUsuń
  24. Na szkolnym wyjeździe do Finlandii w marcu zwróciłam uwagę na wielką popularność "Oczyszczenia". ta książka była wszędzie, nawet w sklepiku z pamiątkami na lotnisku. Musiała bardzo trafić w fińskie gusta.
    Ja jeszcze nie czytałam, a po zapoznaniu się z Twoją niezbyt pozytywną opinią entuzjazm jeszcze bardziej osłabł.

    OdpowiedzUsuń
  25. Lirael,
    nawet patrząc po polskich blogach, albo zachwyt, albo taka słaba czwórka (raczej za formę niż za treść).
    Patrząc na twoją recenzję Hohaja rzeczywiście możesz mieć z ta książką nie po drodze (jest tam np scena przesłuchania...dziecka, na szczęście trochę enigmatyczna). Aczkolwiek- kto to wie?

    OdpowiedzUsuń
  26. Czytając Twoją recenzję już sobie właśnie pomyślałam, że chwilowo na pewno się nie skuszę ze względu na te motywy. W każdym razie Finowie oszaleli na punkcie tej książki, traktują ją jako produkt eksportowy na równi z Muminkami. :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja wiem, że na pewno nie skusze się na ekranizację, bo co książka przekazuje metaforycznie, to w filmie trzeba siłą rzeczy dosłownie.
    Towar eksportowy dla każdego segmentu odbiorców:).

    OdpowiedzUsuń