Idę za ciosem z wyzwaniem klasycznym, chociaż nadal wybieram pozycje skromniejsze objętościowo:))).
Tym razem na warsztat wzięłam "Pierwszą Hrabinę Wessex" Hardy'ego, zbiorek 2 opowiadań- poza tytułowym zawiera również drugie, pod niezwykle oryginalnym;) tytułem "W pewnym miasteczku". Zacznę właśnie od niego, gdyż wydaje mi się ciekawsze.
Bohaterem jest potomek magnatów włókienniczych- Robert Barnet. Nieszczęśliwy w małżeństwie ze swoją bogatą, arystokratyczną żoną, zaczyna coraz częściej myśleć o swojej dawnej sympatii- Lucy Savile. Nie ustaje jednak w próbach naprawy swojego związku, angażuje w to nawet osoby trzecie. Wysyła do żony z "misją pojednawczą" małżonkę swojego przyjaciela, Emily Downe.
Spotkanie dwóch kobiet w efekcie doprowadzi do tragedii, która poprzestawia wszystkie figury na małomiasteczkowej szachownicy, Roberta Barneta natomiast postawi w sytuacji, kiedy będzie musiał zadecydować o cudzym życiu. Jaką decyzję podejmie, i jak wpłynie to na jego dalsze życie?
Książka jest pochwałą kodeksu dżentelmena, termin pewnie trochę nieprecyzyjny, który wydaje się kontynuacją kodeksu rycerskiego. Na pierwszy rzut oka stosowanie się do niego zapewnia bohaterowi spokój sumienia i życie w zgodzie ze sobą. Czy jednak na pewno stosowanie się do niego wystarcza? Czy Robert Barnet, widziany pod koniec opowiadania, 20 lat po głównych wydarzeniach, jako heros bez skazy, może powiedzieć na pewno, że nie zmarnował swojego życia? I jeśli odpowiedź będzie twierdząca, to czego w tym życiu zabrakło?
Drugie opowiadanie "Pierwsza (nomen omen) Hrabina Essex", porusza całkiem popularny ostatnio temat aranżowanych małżeństw (popularność ta dotyczy raczej innych kręgów kulturowych, tu mamy do czynienia z 18- wieczną Anglią), i to w wariancie dośc szokującym- mianowicie 13-latki z ponad 30 -latkiem.
Pani Dornell, matka młodziutkiej Betty, widzi jej przyszłość w związku z utytułowanym Stefanem Reynardem. Jej mąż, jest zdania, że Betty powinna poczekać z zamążpójściem do stosownego wieku, ale również ma na oku swojego kandydata. Wobec jego oporu, matka decyduje się wydać Betty za mąż bez jego zgody. 13- latka wychodzi za mąż, choć zgodnie z kontraktem mąż ma zabrać ja do siebie dopiero za 5 lat. Mijają lata, Betty dorasta, jej ojciec tymczasem postanawia udowodnić, że jej kalkulacje były błędne, i powoduje przy okazji znaczne zawirowania w życiu swojej córki.
Przewidujecie, że dalszy ciąg tej historii będzie ponury? O dziwo, historia kończy się pozytywnie, choć autor pod koniec podkreśla, że to raczej wyjątek. A to dlaczego? uwaga, uwaga- gdyż bohaterowie stosowali się do kodeksu dżentelmena, tego cudownego remedium na wszelkie zawirowania życiowe:).
Uderzający w obydwu opowiadaniach jest kontrast między kobietami a mężczyznami. Panowie kieruja się swoim etosem dżentelmena, a w najgorszym razie zdrowym rozsądkiem. Motywem kobiet jest zazwyczaj a) kasa b) przelotne kaprysy, które można pewnie zinterpretować jako popęd biologiczny.
Ciekawe, czy to dominujący trend w 19-wiecznej literaturze. chętnie sprawdzę, a tymczasem zachęcam do lektury opowiadań Hardy'ego.
Tym razem na warsztat wzięłam "Pierwszą Hrabinę Wessex" Hardy'ego, zbiorek 2 opowiadań- poza tytułowym zawiera również drugie, pod niezwykle oryginalnym;) tytułem "W pewnym miasteczku". Zacznę właśnie od niego, gdyż wydaje mi się ciekawsze.
Bohaterem jest potomek magnatów włókienniczych- Robert Barnet. Nieszczęśliwy w małżeństwie ze swoją bogatą, arystokratyczną żoną, zaczyna coraz częściej myśleć o swojej dawnej sympatii- Lucy Savile. Nie ustaje jednak w próbach naprawy swojego związku, angażuje w to nawet osoby trzecie. Wysyła do żony z "misją pojednawczą" małżonkę swojego przyjaciela, Emily Downe.
Spotkanie dwóch kobiet w efekcie doprowadzi do tragedii, która poprzestawia wszystkie figury na małomiasteczkowej szachownicy, Roberta Barneta natomiast postawi w sytuacji, kiedy będzie musiał zadecydować o cudzym życiu. Jaką decyzję podejmie, i jak wpłynie to na jego dalsze życie?
Książka jest pochwałą kodeksu dżentelmena, termin pewnie trochę nieprecyzyjny, który wydaje się kontynuacją kodeksu rycerskiego. Na pierwszy rzut oka stosowanie się do niego zapewnia bohaterowi spokój sumienia i życie w zgodzie ze sobą. Czy jednak na pewno stosowanie się do niego wystarcza? Czy Robert Barnet, widziany pod koniec opowiadania, 20 lat po głównych wydarzeniach, jako heros bez skazy, może powiedzieć na pewno, że nie zmarnował swojego życia? I jeśli odpowiedź będzie twierdząca, to czego w tym życiu zabrakło?
Drugie opowiadanie "Pierwsza (nomen omen) Hrabina Essex", porusza całkiem popularny ostatnio temat aranżowanych małżeństw (popularność ta dotyczy raczej innych kręgów kulturowych, tu mamy do czynienia z 18- wieczną Anglią), i to w wariancie dośc szokującym- mianowicie 13-latki z ponad 30 -latkiem.
Pani Dornell, matka młodziutkiej Betty, widzi jej przyszłość w związku z utytułowanym Stefanem Reynardem. Jej mąż, jest zdania, że Betty powinna poczekać z zamążpójściem do stosownego wieku, ale również ma na oku swojego kandydata. Wobec jego oporu, matka decyduje się wydać Betty za mąż bez jego zgody. 13- latka wychodzi za mąż, choć zgodnie z kontraktem mąż ma zabrać ja do siebie dopiero za 5 lat. Mijają lata, Betty dorasta, jej ojciec tymczasem postanawia udowodnić, że jej kalkulacje były błędne, i powoduje przy okazji znaczne zawirowania w życiu swojej córki.
Przewidujecie, że dalszy ciąg tej historii będzie ponury? O dziwo, historia kończy się pozytywnie, choć autor pod koniec podkreśla, że to raczej wyjątek. A to dlaczego? uwaga, uwaga- gdyż bohaterowie stosowali się do kodeksu dżentelmena, tego cudownego remedium na wszelkie zawirowania życiowe:).
Uderzający w obydwu opowiadaniach jest kontrast między kobietami a mężczyznami. Panowie kieruja się swoim etosem dżentelmena, a w najgorszym razie zdrowym rozsądkiem. Motywem kobiet jest zazwyczaj a) kasa b) przelotne kaprysy, które można pewnie zinterpretować jako popęd biologiczny.
Ciekawe, czy to dominujący trend w 19-wiecznej literaturze. chętnie sprawdzę, a tymczasem zachęcam do lektury opowiadań Hardy'ego.
Jeszcze nic a nic Hardy'ego nie czytałam! Sprawiłam sobie "Tessę.." i "Judę..." co prawda, ale zabrakło mi jakiegoś bodźca, by po nie sięgnąć ;) Muszę o nim pamiętać przy okazji wyzwania, zwłaszcza, że brzmi to całkiem dobrze z tego co napisałaś.
OdpowiedzUsuń'Tessa..." bardziej idzie w naturalizm, z tego co pamiętam, a pamiętam słabo bo czytałam ją kilkanaście lat temu. Ale przynajmniej po opowiadaniach mam pewność, że będzie świetnie napisana:).
OdpowiedzUsuń