czwartek, 24 lutego 2011

Od "Soboty" do "Pokuty" - Ian McEwan


"Sobota" to z mojego punktu widzenia typowy "McEwan". Dotychczas moje spotkania z tym autorem kończyły się bowiem ciężkim atakiem ziewania. Ma on jakiś szczególny dar do wybierania nieciekawych bohaterów i czynienia ich jeszcze bardziej antypatycznymi- przez przywoływanie mało apetycznych detali ich egzystencji lub wkładanie w ich usta kilometrowych rozważań o niczym. Tu niestety nie jest lepiej. Ten zapis jednego dnia z życia londyńskiego neurochirurga. Jedyne co było w nim ciekawe to opisy jego pracy (polegającej wszak na grzebaniu w głowie), i refleksja, jak długą drogę musiała przejść medycyna, żeby dojść do takiego rozwoju neurochirurgii (i jak wiele przy okazji musiała pochłonąć ofiar- o tym można sobie poczytać u Jürgena Thorwalda, co zamierzam niebawem zrobić). Reszta to (publicystyczne) roważania o Saddamie (po prostu nie wierzę, że bohater mógłby się nim na serio tak ekscytować) zmieszane z równie gazetowymi rozważaniami o współczesnej młodzieży i potencjalnym końcu świata. W tym sosie pływały mało apetyczne opisy fizjologiczne.
Całość niby miała być kolejnym traktatem o życiu w świecie bez Boga, ale o tym wolę sobie poczytać u Iris Murdoch.
Nie muszę dodawać, że poległam przed dotarciem do połowy?

Tym bardziej pozytywnie na tak
im tle zaskakuje "Pokuta". Najbardziej pesymistyczny z krytyków współczesności dał sobie wreszcie z nią spokój i przeniósł się do międzywojennej Anglii. I choć nie jest to wycieczka sielsko- romantyczna, to naprawdę odczułam gigantyczną ulgę. Bo "Pokuta" jest po prostu piękna. A że tym razem nie odstręczała mnie tematyka mogłam się także rozkoszować plastycznym językiem tej książki.
Tym razem nie jest to dzień z życia pana w średnim wieku, a 13-latki- Briony Tallis. Utalentowanej literacko i nieco zarozumiałej dziewczynki, której wydaje się, zupełnie niesłusznie, że sporo wie o życiu. A wydaje jej się dlatego, że sporu już w życiu przeczytała, a w dodatku jest mistrzynią w pisaniu opowiadań, gdzie udaje jej się zawrzeć syntezę ludzkiego losu.
Tymczasem okaże się zupełnie nieprzygotowana na spotkanie z prawdziwym życiem. Obserwując wybuch uczucia między swoją starszą siostrą- Cee i protegowanym ojca - Robbiem, źle zinterpretuje fakty i zamieni ich rodzącą się miłość w miłość niemożliwą. "Kropkę nad i" w tej niełatwej sytuacji postawi zbliżająca się wojna.
Briony, która w końcu zostanie prawdziwą pisarką, będzie potem próbowała odpokutować tę sytuację, czy też raczej ją odwrócić. Ale czy da się to zrobić tylko siłą literatury?

Największy plus tej książki to postać Briony- nastolatki jeszcze sprzed czasów Bravo Girl, marzycielki i mitomanki, która zachowuje pewną naiwność także później, a być może nawet do końca życia. A jednocześnie w jakimś stopniu egoistycznej i nieliczącej się z innymi (to zapewne cecha jej wieku). Skąd McEwan wiedział, jak to jest być taką 13-latką?
Świetnie zarysowane są także inne postaci, a także ukryte zależności między nimi. Bo czy na przykład postępowanie dziewczynki doprowadziłoby do takich szkód, gdyby nie ciche przyzwolenie jej rodziców?
No i jeszcze to tło- późne lato w angielskiej rezydencji w latach 30-tych. Aż chciałoby się wsiąść w wehikuł czasu. gdyby nie to, że nawet w takiej scenerii rozgrywały się wielkie dramaty.
Reasumując- Ian McEwan to fachowiec jakich mało. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś opuści swoja ulubioną współczesną scenerię.
A książkę bardzo polecam.



Zdjęcie ze strony wydawcy.

14 komentarzy:

  1. Masz ostatnio powalające tempo ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu do dziś nie wyszłam z zaległości pogrypowych:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Pokuta czeka na mojej półce :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedronka-
    subiektywnie uważam, że dobrze, że "Pokuta" a nei "Sobota":)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po recenzji "Soboty" mogę jedynie powiedzieć, że Thorwalda bardzo polecam. A "Pokuta"? Sama nie wiem... Co prawda wszystkie recenzje, które czytałam są pozytywne, ale jakoś ciągle mnie do tej książki nie ciągnie. Może kiedyś zacznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z Thorwaldem miałam już do czynienia przy okazji "Chirurgów", ale po tych wszystkich opisach wiercenia w głowie nabrałam smaka na "Kruchy dom duszy":).

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że Ci się spodoba, bo nie jestem pewna czy "Kruchy dom duszy" nie jest najlepszą książką Thorwalda. Na pewno uważam ją za najlepszą pod względem "literackim", wreszcie styl nie jest tak toporny, jak to u niego bywało.

    OdpowiedzUsuń
  8. I nawet jest w bibliotece:).
    Cudowne sa katalogi online:).
    Dzięki:).

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszy mnie to, że Twoja "Pokuta" już do mnie idzie ;) Thorwalda posiadam, lecz niestety nie "Kruchy dom duszy", który z chęcią bym przeczytała. Liczę na to, że Znak wyda ten tytuł również ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedyś porównamy wrażenia:). Ciekawe, czy też Ci sie spodoba:).

    OdpowiedzUsuń
  11. Po "Pokucie" byłam lekko rozczarowana "Sobotą", ale to nic w porównaniu z "Na plaży Chesil";(

    Tak czy owak McEwana b. lubię, "Pokuta" to dla mnie jedna z najlepszych książek ub. dekady, na pewno w pierwszej piątce;) Kilka lat przed nią duże wrażenie zrobiły na mnie jego opowiadania, "Ukojenie" i "Betonowy ogród". "Amsterdam" też był niezły.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie strasz mnie, bo "Na plaży w Chesil" też niestety mam w swoich zapasach.
    "Betonowy ogród" czytałam dawno temu i ma ten plus, że ma TEMAT. "Sobota" jest w porównaniu z nim taka trochę... o niczym? (chociaż wiem, że porzuciłam ją jeszcze przed punktem kulminacyjnym)

    OdpowiedzUsuń
  13. Coś mi się w "Sobocie" podobało, ale co? Nie pamiętam;) Więc może faktycznie nie była dla mnie;) A "Plaża..." może Ci się spodoba, kto wie?

    Wracając do "Pokuty" - czytałam w oryginale i byłam pod wrażeniem pięknego języka, lektura wymagała sporego skupienia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Może "Plaża" będzie moją książką roku, niezbadane są czytelnicze ścieżki.
    Zgadzam się- Pokuta jest napisana tak, że nei ma tam ani jednego zbędnego zdania:).

    OdpowiedzUsuń