środa, 13 kwietnia 2011

"Rzeka szaleństwa" - Marek P. Wiśniewski


Nie mam ostatnio głowy do czytania beletrystyki, a już szczególnie nie chce mi się zajmować literatura popularną. Dlatego fakt, że wylosowano mnie jako kolejną czytelniczkę "Rzeki szaleństwa" raczej mnie przeraził, niż ucieszył. Włóczykijkową książkę należy przeczytać, a potem jeszcze zrecenzować... Ciężka sprawa.
Jednak mimo tych przeszkód książkę przeczytałam i całkiem mi się podobała. Dość nietypowa to pozycja, określiłabym ją jako thriller psychiatryczny, ale pewnie będzie wystawać z tej szufladki. Autor z upodobaniem myli tropy i mydli oczy, zaczyna już od pierwszych stron.
Biznesmen Mariusz Kurtz zatrudnia logistyka Mariusza Marlowskiego do przewiezienia cennego, a nietypowego ładunku rzeczną barką ze Szczecina wgłąb Polski. Podróż już od pierwszych chwil zapowiada się na prawdziwą wyprawę "w jądro ciemności". Spodziewacie się po takim wstępie kiepskiej podróby Conrada? Zupełnie niesłusznie, te literackie nawiązania są przemyślane wynikają z roli, jaką dla głównego bohatera grają książki, i nie jest to po prostu miłość, jak u zwykłego mola książkowego, tu będzie to miłość mocno podszyta perwersją.
Takich zmyłek jest wiele. Wszyscy bohaterowie, z którymi styka się Michał M. zachowują się nietypowo, znający się od lat członkowie załogi ostentacyjnie się ignorują, kapitan ma ataki katatonii a zleceniodawca bez przerwy chce go obsypywać pieniędzmi. Bohater miewa wizje, ze zmarłymi członkami rodziny w roli głównej, a na barkę próbuje się wedrzeć szalony kloszard.
Czyżby przyczyną była tajemnicza moc przewożonego przez barkę obelisku, który sprawia, że wszyscy (poza Michałem M.) tracą rozum?
To co napisałam, to dopiero początek historii, która przypomina skrzyżowanie snu wariata z jazdą rollercoasterem. Gdy już udaje nam się ułożyć te puzzle, okazuje się, że ktoś nimi potrząsnął, a w ogóle, to do układania potrzebne są trójwymiarowe okulary.
I tak aż do finału. O dziwo - zaskakująco logicznego, porządkującego na kilku stronach te wszystkie puzzle (łącznie z tropem conradowskim). Uff - to była niezła jazda.
Plusem tej książki plastyczny język, także ten używany przez bohaterów. Autor nie unika wulgaryzmów (namiętnie wykorzystywanych przez jednego z marynarzy), ale moim zdaniem nadmiernie nimi nie epatuje. Drugi pozytyw to po prostu dobrze opowiedziana historia, a nie było to proste, ze względu na jej "szalony" charakter. Świetnie udało się również pokazanie jej z punktu widzenia rozsądnego człowieka, próbującego ze wszystkich sił nadążyć za sytuacją. I wreszcie atmosfera. Choćby płynąc w dół Odry, czujemy wyziewy rzeki, i zaczynamy się bać, czy sami nie zaplączemy się w szuwary.
Czego mi brakowało? Czegoś więcej. Autor tak skupił się na prowadzeniu zagadki, że w sumie dostałam niewiele więcej, niż sprawnie rozpracowany rebus. No może z niewielkim bonusem w postaci rozważań o względności ludzkiego postrzegania.
Mimo to zachęcam. To kawał dobrej roboty i solidna literatura środka. Nobla ta książka nie dostanie, ale jakiś "Złoty sztylet" należy jej się jak psu kiełbasa.

Książka udostępniona przez wydawnictwo SOL w ramach akcji Włóczykijka.

9 komentarzy:

  1. Czytając recenzję, przypomniałam sobie, że bardzo chciałam przeczytać tą książkę, tylko potem o niej zapomniałam:) Bo to w tej książce część akcji dzieje się w Sieradzu? Dobrze kojarzę?

    OdpowiedzUsuń
  2. dopiero dziś zorientowałam się, że nie mam "filetów" u siebie w linkach! Coś takiego!
    Przepraszam i nadrobiłam:)A książka taka średniego gatunku, choć dla tych co lubują się w wersjach podbiegających pod fantastykę może wydawać się bardzo dobra.Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałam Cię tylko posmyrać za uszkiem za "określiłabym ją jako thriller psychiatryczny, ale pewnie będzie wystawać z tej szufladki" ;) piękne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Viv,
    uświadomiłaś mi, że Wiśniewski namieszał z topografią. Do Sieradza wycieczka nie dopływa, choć zmierza w tamtym kierunku. Kończy się w okolicach Śremu.... Szkoda, że nie wpadłam na to, żeby czytać ją z mapą w ręku.
    montgomerry,
    dziękuję bardzo:)
    Książka jest zdecydowanie z segmentu popularnego. Ciągnie od początku do końca jeden pomysł, ale brak tam jakichś nadprogramowych treści. Czytało mi sie jednak nieźle, ale może też dlatego, że dawno nie czytałam nic pokrewnego gatunkowo.

    Kornwalia,
    :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam się, że czytając zapowiedzi też zwróciłam uwagę na ten Sieradz, ale to tylko dlatego, że pochodzę z okolic okołosieradzowych :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Sam Sieradz NIESTETY się w końcu nie pojawia.
    Ponad połowa akcji ma za to miejsce w Dalewie, jak sprawdziłam, to blisko Śremu, ale może jest też jakieś inne Dalewo w okolicach Sieradza?
    Ci, którzy bywają/bywali w okolicach okołosieradzowych powinni wiedzieć:).

    OdpowiedzUsuń
  7. przepraszam, ale nie przeczytałam recenzji gdyż czekam na pozycję w ramach Włóczykijki i nie chcę sobie psuć apetytu :) pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Pani Iza nie przeczytała książki. Niestety

    OdpowiedzUsuń
  9. Archer- starałam się nie spoilerować:)

    OdpowiedzUsuń