wtorek, 27 września 2011

"Ramułtowie" - J.I. Kraszewski

Oświadczam, że właśnie przedawkowałam. Na fali zachwytu nad "Bruehlem" zaordynowałam sobie jeszcze dwie krótsze książki JIK-a, o "Śniehotach" już pisałam, teraz, zanim na dłuższy czas porzucę najpłodniejszego polskiego pisarza, kilka słów o "Ramułtach".
Powieść powstała w latach 70-tych XIX wieku, akcja, co rzadkie, rozgrywa się w dużym mieście w Wielkopolsce (może nawet jest to Poznań). Tytułowi Ramułtowie to rodzeństwo. Najstarsza, 30-letnia wdowa Lelia, posiadaczka (już!) dwóch siwych włosów, usiłuje zapewnić sobie przyszłość przez kolejny mariaż. Sylwan, jej nieco zbyt poważny młodszy brat, to demokrata, działacz niepodległościowy i wzór wszelkich cnót. Najmłodszy Herman, ich brat przyrodni, ma tytuł hrabiowski, mnóstwo kasy i brak pomysłu na życie.
Treścią książki są ich perypetie życiowe i romansowe, jak również dojrzewanie Hermanka (trzeba przyznać, że rozwinie się w zaskakującym kierunku), podskórnym zaś jej nurtem: konflikt między demokratami a konserwatystami. Kraszewski o dziwo wcale nie jest zwolennikiem tych ostatnich. Sportretował ich w sposób tak bezlitosny, że na pierwszy rzut oka wcale nie widać tych okrzyczanych konserwatywnych zasad i religijności, lepiej rzuca się w oczy rozrywkowy tryb życia, obłuda i wyrachowanie. Za pewne były to dylematy typowe dla epoki. Opis jednego z trzecioplanowych bohaterów mocno przypomina charakterystykę Stiwy Obłońskiego z "Anny Kareniny" (chodziło o zmienienie poglądów w zależności od mody). Oczywiście - Kraszewski był prekursorem, Anna Karenina powstała kilka lat później.

Jak w "Milionie posagu" mieliśmy galerię typów wiejskich, tak w "Ramułtach" Kraszewski zapoznaje nas z przedstawicielami fauny miejskiej, ze szczególnym uwzględnieniem birbantów, utracjuszy, kawalerów (także z odzysku) i łowców posagów. Proszę zapamiętać tych kawalerów, gdyż teraz będzie co nieco o tropie literackim, który udało mi się wywęszyć.

W 1871, rok przed napisaniem "Ramułtów", Kraszewski, wówczas udziałowiec drukarni w Dreźnie prowadził pertraktacje w sprawie wydania debiutanckiej powieści młodego autora - Henryka Sienkiewicza. Niestety JIK sprzedawał właśnie drukarnię i nie zdążył wydać "Na marne", skończyło się zaledwie na pozytywnej recenzji.
Niemal dekadę później Sienkiewicz pisze pozytywną recenzję "Ramułtów":
"Pod względem artystycznego wykonania jest to jedna z przedniejszych powieści Kraszewskiego. Typy należące do kliki jak Marian Dołęga, Lubicz, Paprzyca, kreślone są ze znakomitym satyrycznym zacięciem i tą niezrównana wprawą, właściwą tylko Kraszewskiemu" [1]
Czy to przypadek, że bardzo podobne kółeczko kawalerów pojawia się w opublikowanej w latach 90-tych XIX wieku "Rodzinie Połanieckich"?

A żeby skończyć już te nawiązania i inspiracje: mamy w Ramułtach również "komediantkę", o dziwo, nieco bardziej pozbieraną niż ta Reymontowa.

I jeszcze jedno znalezisko - JIK jako protoplasta science fiction:
"-Więc serca i miłość się starzeją? (...) I gdyby to było prawdą (...) w jakim XXII wieku już by się wcale kochać nie umiano?
- Nie, droga pani- rzekł Sylwan- ale miłość wyrażałaby się- któż wie? - formułą algebraiczną lub frazesem z telegrafu..." [2]
Tym sposobem JIK przewidział sms-y:).



[1] Gazeta Polska, nr 34, 1881, za: "Ramułtowie", Kraków 1987, s. 193
[2] J.I. Kraszewski "Ramułtowie", Kraków 1987, s. 117

16 komentarzy:

  1. przyznam, że ja też chwilowo mam dość, męczę 2 tomy kolejnej obyczajówki, ale chyba po niej już zrobię sobie przerwę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zazwyczaj stawiam na krótsze- są idealne do wanny i do torebki:). I tak była pani dzielna- ta dwótomówka to chyba szósty JIK?

    OdpowiedzUsuń
  3. musiałabym policzyć
    nawet nie pociesza mnie to, że w tym szczególnym przypadku nie wiem jak się z góry skończy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Napiszę jak zrzędliwa polonistka: a gdzie element oceny? Mam ich czytać, tych Ramułtów, czy nie?:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wierzysz ocenie noblisty?:)
    Jest ok, pod warunkiem, że tematyka nie budzi Twojej odrazy i ni eprzegrzałes koniunktury tak jak ja:).

    OdpowiedzUsuń
  6. A na co mnie oceny noblisty?:P Skoro mówisz, że ok, to ok. Ja sobie dawkuję JIKi, więc do przegrzania długa droga:)

    OdpowiedzUsuń
  7. ja też chwilowo porzucam JIKa...

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedny, samotny, porzucony:(( Ja go nie rzucam:P

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy kolejny raz w stosunkowo krótkim czasie na blogrollu wyświetlił mi się JIK u Ciebie, to sobie pomyślałam, że bardzo musiał Ci podejść, skoro ciągle go czytasz i Ci się nie nudzi :D No to sprawa jasna - nawet JIKa można przedawkować :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Podobnie jak viv zob zobaczywszy JIK-a u Izy pomyślałam, że startujesz w konkursie na największą ilość przeczytanych książek naszego czcigodnego. I od razu poczułam wyrzuty sumienia, że trochę ostatnio go zaniedbałam. Pojutrze idę do biblioteki i coś cobie zaaplikuję. Wydrukowałam sobie listę przeczytanych JIK-ów, więc liczę, że nie zdubluję.

    OdpowiedzUsuń
  11. Frazesem z telegrafu JIK mnie wręcz zachwycił. :)
    Może faktycznie na chwilę zrezygnuj z JIKa, ale bądź przygotowana na objawy zespołu odstawienia. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Lirael,
    na razie objawy zespołu odstawiennego trzymają ode mnie z daleka prace konkursowe:).
    Guciamal,
    no widzisz- z nowymi siłami, po urlopie- to czysta przyjemność:)
    ViV- teraz do mnie oczkiem mruga ta książka od Ciebie:).
    Bluedress-
    nie dopusć do przegrzania koniunktury:).

    OdpowiedzUsuń
  13. ale mnie korci żeby coś JIKa wypożyczyć...:))

    OdpowiedzUsuń