piątek, 5 listopada 2010
"Kukułka"- Antonina Kozłowska
Bałam się trochę tej książki. Niespecjalnie lubię, gdy mi się przypomina, że "nowy wspaniały świat" w bioetyce już nadszedł. Że selekcjonowanie zarodków to norma, klonowanie odbywa się niemal na skalę przemysłową, a wynajęcie matki surogatki to standard... nawet w Polsce.
Jeśli zastanawialiście sie, co popycha kobiety (bo siłą rzeczy w tej transakcji motorem są kobiety), do wejścia w taki układ, to autorka daje przekonująca odpowiedź.
W skrócie- jest to podejście "życie jest gdzie indziej" czy też "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma", i to w przypadku obydwu kontrahentek.
Mamy więc Martę, na pierwszy rzut oka "korporacyjną szczurzycę" (nie lubię tego określenia, ale w tym przypadku jakoś mocno się ono nasuwa), a tak naprawdę kobietę, która ciągle ucieka przed pustką , w pracę, w związek, próbuje też uciekać w macierzyństwo, ale czy to z powodu przebytej przed laty aborcji, czy może po prostu psychicznej blokady, robi się z tego ucieczka w kolejne starania, kuracje, w kolejne cykle nadziei i rozpaczy. Długo jednak nie zadaje sobie pytania, PO CO w zasadzie jej to dziecko.
Iwonę, surogatkę, do decyzji o zostania "zastępczym brzuchem", popycha nie tyle niedostatek, choć balansuje na granicy biedy, ile poczucie gorszości, przekonanie, że gdyby nie seria niefortunnych zdarzeń byłaby w tej chwili materialnie zabezpieczona, a co za tym idzie- szczęśliwsza.
Mąż Marty- Filip, wydaje się w tej rodzinie mniej ważny, niż wszystkie potencjalne i utracone dzieci. Co w swoim czasie straszliwie się na jej losach odbije.
Oglądamy od wewnątrz świat, w którym na szczęście nie każdy musi uczestniczyć- coraz bardziej upokarzających starań o dziecko, poronieć, zakończonych w końcu decyzją o wynajęciu surogatki, która dokonanymi spustoszeniami przewyższy dotychczasowe złe doświadczenia bohaterów. I choć sytuacja w końcu ułoży się optymalnie dla wszystkich bohaterów, a zwłaszcza dla nowonarodzonej Maleńkiej, to jednak skutki, właśnie dla tej ostatniej, będą trwać całe życie.
Czy było dla Marty i Filipa jakieś inne wyjście? takie, które nikogo by przy okazji nie skrzywdziło? Odpowiedź w zakończeniu książki:).
Bardzo podobało mi się chropowate i niepolukrowane przedstawienie trudnego tematu. Dziękuję również za otwarcie oczu na niedostrzegany przeze mnie dotychczas aspekt rzeczywistości (bo jak rozumiem, to że w najlepsze działają sobie np. agencje kojarzące bezdzietne pary z surogatkami, nie jest fikcją literacką).
Absolutnie godna polecenia książka. Z przyjemnością obserwuję ewolucję Autorki. Jej pierwsza książka (Trzy połówki jabłka) średnio mi się podobała, druga (Czerwony rower) to doskonała historia o dojrzewaniu w scenerii lat 80, teraz autorka zaserwowała nam , przy okazji obyczajowej historii, rzecz o upadku wspólczesnej cywilizacji. No dobrze, to pewnie porównanie z nieco zbyt grubej rury.:)
W każdym razie czekam z niecierpliwością na kolejną jej książkę.
Acha- jeśli jeszcze ktoś nie zna, TU link do bloga Autorki.
Etykiety:
Antonina Kozłowska,
na poważnie,
obyczajowe,
Polska,
psychologiczne,
tzw. babskie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńtylko sprostuję - połówki były 3 :)
Pozdrawiam!
Fakt, to przecież było jabłko mutant, już poprawiam:)
OdpowiedzUsuńMam zamiar sięgnąć po "Czerwony rower" tej autorki. Tylko najpierw muszę go zdobyć :)
OdpowiedzUsuńTematyka "Kukułki" niezbyt mnie przekonuje, ale domyślam się, że o sukcesie książki świadczy styl pani Kozłowskiej i umiejętne potraktowanie trudnych kwestii. Nie chciałabym zaczynać od tej książki jednak.
PS. Ale ostatnio pędzisz z czytaniem i recenzjami! Zazdroszczę zapału, choć wiem, że to nieładnie zazdrościć :)
Maioofka, tematow bioetycznych w literaturze popularnej wręcz się boję, bo miałam okazję, czytać już różne kwiatki (np. pochwałę eutanazji u Joy Fielding, autentycznie słabo mi się zrobiło).
OdpowiedzUsuńTu przynajmniej można się nie obawiać takich niespodzianek:)
Pędzę z recenzjami, gdyż powinnam się zajmować czymś innym, klasyczna czynność zastępcza:).