poniedziałek, 22 listopada 2010

"Rio Anaconda" - Wojciech Cejrowski


Cały świat- nastolatki i staruszki, wykształciuchy i inteligenci- podobno wszyscy uwielbiają Cejrowskiego w wydaniu podróżniczym (jednocześnie wzdychając, że taki fascynujący człowiek ma swoje drugie wcielenie- WC- Kwadransowe).
Ponieważ trochę nie chce mi się dokonywać analizy medialnego wizerunku WC (bo do tego można chyba sprowadzić te różnice w postrzeganiu), zajmę się "Rio Anacondą".
Dla tych , którzy czytali "Gringo wśród dzikich plemion"- ta książka znacząco się od niej rożni. "Gringo.." był takim ciągiem anegdot, mniej lub bardziej "jajcarskich" czy też podrasowanych na takowe, niewiele tam zresztą było dzikich plemion, postaci przewijające się na kartach książki, to w większości poczciwi Latynosi. A chodziło tam przede wszystkim o to, żeby "zalożyć plecak i ruszać w drogę".
Co innego w Anacondzie, to już wyprawa dla zaawansowanych podróżników, którzy "kumają bazę". Cejrowski udaje się tutaj tym razem na poszukiwanie ostatnich dzikich plemion z puszczy amazońskiej, co więcej, udaje mu się takowe znaleźć. WC nie ogranicza się do szczegółów etnograficznych, usiłuje za to przeniknąć do istoty świadomości prawdziwego Indianina, a robi to poprzez osoby ...szamanów. Szamana - patałacha, który przez przedwczesną śmierć swojego mentora nie dokończył szkolenia, i teraz prowadzi swoje plemię nadrabiając inteligencją i ciekawością świata. I drugiego- prawdziwego Czarownika, taki, któremu nieobce są kontakty z duchami, telepatia czy czary. Cejrowski prowadzi nas przez kolejne aspekty indiańskiej kultury, nie unikając odniesień do innych (np azjatyckich). Ale jednocześnie nie przekracza cienkiej granicy fascynacji tym "innym światem", a zwłaszcza jego nadprzyrodzonymi aspektami. Pokazuje też, jakie są koszta i skutki uboczne szamańskiego fachu (niemałe). Ostrzega też nadmiernie nim zafascynowanych i chcących podążyć tą ścieżką:

"...wiele osób z Twojego świata zabawia się w czary.Chcą sięgnąć głębin, nie wiedząc, co czeka na dnie. Bezmyślnie kopiują nasze obrzędy (...). Człowiek nie-przeznaczony, który podda się takim praktykom, może nieświadomie otworzyć serce na Złą Moc (która jest) nieszczęściem, bólem , zgrozą, zatraceniem."

Charkterystyczne jest to, że Cejrowski nie robi rozróżnień między plemionami "zewnętrznymi" (chadzającymi w podkoszulkach i spodenkach) i tymi z głębi dżungli. Tak naprawdę różnią się oni tylko stanem świadomości zagrożeń płynących ze świata zewnętrznego. wielu etnografów oczywiście uważa inaczej, ale to dlatego, że nie próbują zrozumieć indiańskiej duszy. Ten błąd popełnił zresztą początkowo sam Cejrowski (przyznał później "patrzyłem, a nie widziałem").
Z czystym sumieniem zapraszam na te wyprawę:). Nie jest niestety tak, że "i Ty możesz zostać Indianinem", ale i ty możesz spróbować zrozumieć jego świat.

2 komentarze:

  1. Książka świetna, co tu dużo mówić. A Szamana pokochałam całym sercem! :D Cudowny człowiek ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jak na razie przeczytałam tylko "Gringo..." i byłam tą książką zachwycona i szczerze ( i dalej jestem) w niej zakochana po uszy. A jeśli chodzi chodzi o telewizyjny wizerunek Cejrowskiego - nie przeszkadza mi. Żyjemy w czasach, w których każdy może wyrażać swoje poglądy, choćby najbardziej ekscentryczne. Nie ze wszystkimi się zgadzam, ale nie przeszkadza mi to dalej bardzo lubić WC - na ekranie i papierze :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń