Greckie wyspy to miejsca o wielkiej sile przyciągania. Ludzie , którzy przechodzą w życiu złą passę, często zaczynają kombinować, jak tu rzucić wszystko, spakować plecak i ruszyć na Kalimnos czy inne Kos, aby tam prowadzić proste życie (zapewne pracownika przemysłu turystycznego). Mam zresztą pewną znajomą, która już całkiem na poważnie snuła takie plany- w końcu znalazła spokojną przystań w innym miejscu zaczynającym się na literę K*.W każdym razie- wydaje się wyspy greckie mają wyjątkową moc zabliźniania ran i kojenia.
Podobną opinię- czarodziejki potrafiącej krzepić serca i łagodzić złe nastroje ma irlandzka mistrzyni opowieści- Maeve Binchy. Tak więc, w przypadku takiego właśnie połączenia (Binchy+ wyspy greckie) możemy się spodziewać dawki podwójnego ukojenia, które w przypadku jednostek bardziej podatnych, da się nawet wykorzystać medycznie (a dokładniej anastezjologicznie).
Fabuła? Proszę bardzo- czworo rozbitkow życiowych zostaje przypadkowymi świadkami zatonięcia statku wycieczkowego na wyspie Anna Aghia. Splot okoliczności sprawi, że zbliżą się dużo bardziej , niż przystało na zwykłych turystów, i to nie tylko ze sobą, ale również z miejscową ludnością.
Dzięki wzajemnej pomocy, a także pomocy wścibskiego i antypatycznego irlandzkiego babska imieniem Vonnie, uda im się rozwiązać swoje życiowe problemy, a także poszerzyć horyzonty.
Polecam szukającym szybkiego znieczulenia (a nie mającym pod ręką wyrobów spirytusowych).
Acha- w
notkach o twórczości Pani Maeve, zazwyczaj można wyczytać pomstowania na polskie okładki, które zsyłają te autorkę, całkowicie niesłusznie do getta romansowego, podczas, gdy książki te, to klasyczne "obyczaje". Nie będę wyjątkiem. Na górze wklejona okładka wydania, które czytałam, a poniżej okładka polska. Dodam, że nie zauważyłam, żeby ktokolwiek wszedł w tej książce choć raz do wody, bohaterowie za to z upodobaniem przesiadują w knajpach.*Gdyby kiedyś zawędrowała w te rejony netu- serdecznie pozdrawiam!















