piątek, 7 stycznia 2011

"Bez mojej zgody"- Jodi Picoult


Nie zamierzałam czytać "Bez mojej zgody", ponieważ zahacza ona o tematy bioetyczne i obawiałam się, że znowu się wkurzę przy czytaniu. Z drugiej strony- książka jest tak popularna, że uznałam, że warto wyrobić sobie zdanie na jej temat. I była to słuszna decyzja.
Małżeństwo Fitzgeraldów (Sarah i Brian) ma troje dzieci- 18-latka Jesse, 16-latkę Kate (cechy charakterystyczne- od 14 lat walczy z rakiem) oraz młodszą od niej o 3 lata Anne (dziecko, którego narodzenie było cudem... współczesnej inżynierii genetycznej).
Sarah Fitzgerald często podkreśla, że kocha wszystkie swoje dzieci jednakowo i bezwarunkowo. Czy jednak na pewno dotyczy to również młodszej córki, której poczęcie nastąpiło w wyniku procedury in vitro, a jej jako jedynej (z 4 zarodków) pozwolono na dalszy rozwój, gdyż spełniła WARUNEK genetycznej zgodności ze swoją starszą siostra, dzięki której mogla służyć jako rezerwuar materiału biologicznego przy kolejnych przeszczepach.
I niestety nie tylko początek był niefortunny. We wspomnieniach Sarah widać, że przy narodzinach córki, bardziej interesowała ją jej krew pępowinowa niż ona sama, a dalej jej uwaga skupiona była na tym, aby córka była zawsze dostępna do ewentualnych procedur medycznych (kosztem jej zainteresowań i własnego życia, nie mogła np. rozwinąć tych, które wymagały wyjazdów) i nie sprawiała kłopotów.
A gdy zaczęła je sprawiać- wówczas rozpętało się piekło...
Po 14 latach walki o życie Kate rodzina nie jest w najlepszej formie. Brian ucieka w pracę, Jesse- w narkotyki i (być może ) działalność przestępczą, Kate- ma ochotę się poddać i dać sobie spokój z czekającym ją przeszczepem nerki, jednak jej nieśmiałe protesty nie mają szans wobec żelaznej woli matki. W czasie, gdy Fitzgeraldowie szykują się do kolejnej batalii o zdrowie Kate, zawodzi najważniejsze ogniwo tej procedury- potencjalna dawczyni nerki czyli Anne, wytaczając swoim rodzicom proces o prawo decydowania o sobie w kwestiach medycznych.
Sarah funduje buntowniczce prawdziwe piekło, ale ta, mimo wahań, nie zmienia swojej decyzji. To co za nią tak naprawdę stało jest zagadką, która stanowi oś książki, ale faktem jest, że życie postawiło Ann w obliczu próby, której przypuszczalnie nie sprostałby i dorosły.
W momencie, gdy już znamy motywy postępowania nastolatki, warto wrócić do początku i jeszcze raz zadać sobie pytanie- czy jej rodzice podjęli słuszną decyzję 14 lat wcześniej? Sytuacja, w obliczu której stanęła dziewczynka, była wszak tylko następstwem działań jej rodziców.
Jeszcze jedna książka z cyklu nowy wspaniały świat= piekło na ziemi. Warto przeczytać, chociaż refleksje są po niej niewesołe, a w dodatku wykazuje cechy wyciskacza łez:).

9 komentarzy:

  1. Ciekawy temat... Mam ją już od dawna na półce i po Twojej recenzji chyba się zbiorę w sobie i w końcu przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i bardzo mi się podobała, tylko momentami miałam ochotę udusić matkę Anny ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Długo się wzbraniałam przed tą książką, ale chyba jednak zakupie ją sobie i przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Isabelle- to najlepsza z książek Picoult, które dotychczas czytałam, chociaż próba nie jest specjalnie reprezentatywna, bo było ich tylko 3:).

    Viconia- podobna ta książka jest cześciowo autobiograficzna, strach się bać, skąd JP czerpała materiał dla postaci matki:).

    Makneta- jeśli masz wolną przestrzeń półkową, to możesz zainwestowac w tę książkę. To całkiem solidna literatura środka, można się czepiać jakichś detali, ale wiele obserwacji było moim zdaniem bardzo trafnych.
    P.S. Fajne mei-taie:).

    OdpowiedzUsuń
  5. Od jakiegoś czasu ta książka stoi u mnie na półce, też jakoś nie może się doczekać na swoją kolej - trochę się boję tego, że tyle dobrego o niej słyszałam, wydaje mi się, że może mnie przez to rozczarować...

    OdpowiedzUsuń
  6. Widziałam tylko film i to mi wystarczy. Prawdę mówiąc, nawet już nie pamiętam jak to się kończyło, co pewnie świadczy i o filmie, i o potencjale książki. Znam jedną książkę Picoult i choć pisałam wtedy, że pewnie jeszcze po jej dziełka sięgnę to z czasem stwierdziłam, że jednak mam dość, na pewno bym marudziła. w ogóle ostatnio bardziej surowa jestem w ocenach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kornwalia- stosunkowo rzadko czytam książki z półki "dla kobiet", Picoult jak dotąd dwie- jedna całkiem do zapomnienia, druga mocno taka sobie.
    Ta historia moim zdaniem ma jednak potencjał- ze względu na opisanie historii "dziecka na zamówienie" i jego póżniejszej roli w rodzinie (a do tego jeszcze niszczącego wpływu choroby a rodzinę- to juz mnie akurat mniej interesowało).
    Zakończenie rzeczywiście jest skopane, ale to nie Dickens, tylko Picoult, nie wymagam, żeby wszystko trzymało się kupy od A do Z.
    A co mogli zrobić z książka filmowcy, to sobie wyobrażam. Wystarczy złagodzić wszystkie konflikty i wychodzi przesłodzony gniot:).

    Karolina- pewnie Twoja książka jest ofiarą syndromu- "własne czekają najdłużej". Mnie rozczarowała pozytywnie, bo spodziewałam się raczej gniota:).

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmm, przeczytałam Wasze komentarze i potwierdziła się moja opinia, że zrobiony pod publikę film-łzowyciskacz, mocno działa na niekorzyść książki. Dla mnie właśnie zakończenie książki jest najbardziej wartościowe i zdecydowanie nie zgadzam się z Twoją opinią, Izo, że jest to zakończenie "skopane". Ja za takie uważam zakończenie filmu, które nie ma nic wspólnego z zakończeniem książki i kompletnie zaciera główne przesłanie. A książka stoi u mnie na półce, którą nazywam sobie "Wartościowe - do dyskusji". Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się, że to książka wartościowa, chociaż dla mnie jej wartość tkwi w pytaniach, które stawia.
    Z zakończeniem (książki) jest tak, że z reguły jest interpretowane jako próba uniknięcia odpowiedzi przez autorkę na pytanie, co ostatecznie powinna zrobić Anna ze swoją nerką (niezależnie od wyroku sądu).
    Dla mnie była to próba zmiany gatunku, tyle, że trochę niejasna. Jeśli na moralitet- to karę ponosi nie ten, kto powinien.
    Jeśli weźmiemy pod uwagę słowa Kate o równowadze w przyrodzie (parafrazuję, ale pewnie wiesz o co chodzi), to wygląda mi na to, że ktoś tu został złożony w ofierze, ale jej celu i sensu nie rozumiem:(.
    Acha- pozostaje jeszcze możliwośc, że zakończenie jest przypadkowe i żadna głębsza myśl się za nim nie kryje:).
    Pozdrawiam również:).

    OdpowiedzUsuń