poniedziałek, 31 stycznia 2011
"Byczki w pomidorach"- Joanna Chmielewska
Obiło mi się o uszy, że Pierwsza Dama Polskiego Kryminału Humorystycznego wróciła do formy i warto sięgnąć po jej najnowszą książkę- "Byczki w pomidorach". Wprawdzie zacofany-w-lekturze ostrzegał, żebym nie spodziewała się zbyt wiele, więc specjalnie się nie nakręcałam, ale przyznam, że nie byłam przygotowana na to, co mnie czeka.
Trafił mi się bowiem nie jakiś kryminał, ale coś w rodzaju instrukcji prowadzenia pensjonatu.
Miejscem akcji jest powiem gościnny dom niejakiej Alicji, Polki na emigracji w Danii, której dom zaludniają nieustannie tabuny jej przyjaciół, znajomych, i znajomych tych znajomych.
A całe to towarzystwo trzeba gdzieś położyć spać, ustalić grafiki korzystania z łazienki, a nade wszystko wyżywić.
Jako, że w domu Alicji przebywa w każdej chwili 7 do 10 osób, książkę wypełniają niezliczone opisy zakupów/gotowania/planowania zakupów/zastanawiania się, co rozmrozić. nie brakuje i przepisów kulinarnych- w formie niewiele skróconej w stosunku do tego, co można znaleźć w "Książce poniekąd kucharskiej".
Ale to nie wszystko- ważną rolę w aprowizacji odgrywają przesyłki z Polski- szczególną rolę gra tu bigos, kruche ciasteczka, a gwiazdorska rola przypadnie- byczkom w pomidorach i topserkom- dwóm niejadalnym potrawom PRL-owskim.
Jeśli chodzi o napoje- króluje kawa- ekspres u Alicji chodzi non stop, ponieważ jest wadliwy a chętnych do wypicia kawy mnóstwo. Centralnym punktem dnia jest kafeoti- duński odpowiednik wczesnego podwieczorku.
Goście i domownicy dość często muszą ratować się napojami wyskokowymi. Oprócz standardowych piwa, wina (często albańskiego, ku zgorszeniu co bardziej świeżych przybyszów zza żelaznej kurtyny wylewanego prosto do kratki ściekowej) i polskiej wódki często na tapecie jest szampan- radość życia to podstawa, a u Alicji często jest co świętować.
A trup? Owszem, jest, pojawia się gdzieś w połowie tej ponad 400-stronicowej książki. Bohaterowie, którzy zostali przy życiu są jednak tak wykończeni aprowizacją, że ledwo go zauważają. Podobnie zresztą, jak czytelnicy.
Nie wiem, komu polecić, nie mam pomysłu:).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pewnie przeczytam, bo generalnie jest to moja ukochana pisarka a i Alicję Hansen bardzo lubię, ale mam wrażenie, że ostatnie książki pani Chmielewskiej straciły na urodzie i oryginalności jeśli porównać je do tych z końca lat 60-tych i 70-tych.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
Za co Kain zabił Abla? Za mówienie "a nie mówiłem":P
OdpowiedzUsuńNo trochę straciły, niestety:(. Ale wciąż można wracać do tych starszych:).
OdpowiedzUsuńZacofany-w-lekturze- ciężko mi dyskutować z takim argumentem:).
OdpowiedzUsuń:) Ja mam jeszcze nieczytane "Porwanie" i wciąż się nie mogę zdecydować:P
OdpowiedzUsuńA mnie się tam podobało, choć nie tak jak wcześniejsze książki. Ale ja ogólnie bardzo lubię Chmielewską. :) (bezkrytycznie ;) )
OdpowiedzUsuńI ja dopisuję się do wielbicieli twórczości Chmielewskiej, nowej książki nie miałam jeszcze okazji przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie pierwszy raz spotykam się z opinią, że to już nie ta sama stara, dobra Chmielewska co dawniej.
o nie, jest to autorka, przez której książki nie jestem w stanie przebrnąć:(
OdpowiedzUsuńZacofany-w-lekturze- proponuję dużą ilośc napojow wyskokowych i jakoś to pójdzie:).
OdpowiedzUsuńKamkap- może za bardzo się pastwiłam, ale pierwszą połowę przebrnęłam naprawdę z trudem- potem się wczułam w klimat:). Ale kryminał to to nie jest. Gdzie ten tabun przypadkowych ofiar z Wszystko czerwonego?
Katarzyna- też jestem fanką:). Tylko trochę nielojalną:(.
Ola- przynajmniej omijają cię rozważania, czy jest w formie twórczej czy nie do końca:).
OdpowiedzUsuńMnie możesz polecić bo ja jestem wielbicielką książek Joanny Chmielewskiej :)
OdpowiedzUsuńIza: najpierw spróbuję na sucho:P Ale jest jeden pożytek z upadku formy pisarskiej Chmielewskiej; można ją czytać w autobusie i nikt nie patrzy na człowieka jak na wiejskiego głupka, który się zaśmiewa w kułak:P
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam Chmielewską namiętnie. Każda jej nowa książka była dla mnie rozkoszą i rajem. W końcu wpadła mi w ręce "Florencja, córka diabła" i z przerażeniem pytałam samą siebie, czy to na pewno napisała Chmielewska. To było ostrzeżenie. Bo po nim przyszła kolej na "Najstarszą prawnuczkę". I to był już cios w samo serce. Fatalna, nudna, rozwlekła, schematyczna, z żałosnym poczuciem humoru - jakby mi ktoś podmienił autorkę. Doczytałam do 80 strony i dalej nie dałam rady. Od tamtej książki - było już tylko gorzej w mojej ocenie. Dla mnie pani Chmielewska, niestety, skończyła się jako pisarka. Formy już nie da się przywrócić, bo cokolwiek pisze, mam wrażenie, jest ciągłym kręceniem się w kółko. Fenomenu "Bocznych dróg" już nie będzie... Dla mnie było to bolesnym pożegnaniem.
OdpowiedzUsuńJa również jestem (choć włąściwiej byłoby napisać byłam) wielbicielką pani Joanny. Wszystko czerwone, romans wszechczasów, Ostatnie zdanie.. czy Lesio powodowały takie napady śmiechu, że rodzina zastanawiała się, czy już dzwonić po lekarza, czy jeszcze chwilkę poczekać. Zgadzam się jednak z przedmówcami, że dzisiejsza Chmielewska, to nie to co dawniej. Albo nam się "przejadła", albo upływ czasu robi swoje. Książki nie są już tak wciągające i nie śmieszą już tak bardzo. Uważam jednak, że Byczki w tomacie wśród ostatnich pozycji i tak nie są takie najgorsze. Może to ze względu na sentyment do Alicji przeczytałam jeśli nie z entuzjazmem to ze średnim zaciekawieniem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Gosia
guciamal uczestnik wyzwania klasyka literatury popularnej
Guciamal,
OdpowiedzUsuńkojarzę cię z "klasyki":).
Czytałam ostatnio "Wszystko czerwone" i wybuchy śmiechu były porównywalne, natomiast fabułam się nieco rozłaziła.
Także problem chyba jednak leży w jakości nowszysch książek, choć upływ czasu robi swoje- każdy robi się bardziej wybredny:).